sobota, 11 października 2014

No i stalo się...Kontuzja!

Październik... Miesiąc który przygotowuje nas do nadchodzącej dużymi krokami zimy. Większość biegaczy nielubi tej pory roku, ponieważ pogoda potrafi zmieniać się z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Zauważyłem to i u siebie. Dobieranie rzeczy na trening zajmuje mi masę czasu.
Wychodzę na balkon, sprawdzam kilka razy temperaturę na zewnątrz, a i tak zazwyczaj ubiorę się trochę za ciepło.
Październik to czas aby kupić cieplejsza odzież biegową, jakieś rękawiczki, czapkę, cieplejsze skarpety, spodnie, odzież termoaktywną itd.

Pierwszy trening po zawodach w Gniewie odbył się bez większych rewelacji. Udało mi się utrzymać wyrobioną całkiem niedawno prędkość. Czas na każdy kilometr wahał się w granicach 4:40-4:50, czyli jak na mnie, całkiem dobrze. Kolejny start w zawodach zaplanowany miałem 4 października w Starogardzie Gdańskim, gdzie wziąłem udział w 23 Biegu Kociewskich, podczas  którego udało mi się poprawić życiówkę na 10 km z czasem -  0:44:23, 13,52 [km/h], 04:26 [min/km] :)
Zawody zakończyłem na 107 pozycji na 313 uczestników - czyli jakoś to wyszło.


Po zawodach pojechałem na noc do pracy. Kolejne dwa dni odpoczywałem w domu, po czym przyszedł dzień mojej klęski - "7 PAŹDZIERNIKA". Kiedyś uważałem, że jest to szczęśliwa liczba, obecnie zmieniam swoje zdanie. W ten dzień wstałem jakby nigdy nic. Poranny rytuał: banan, łyżka miodu, kawa, (1 i 2 wiadomo), dobór odpowiednich rzeczy, rozgrzewka i na zewnątrz. Ustawiłem sobie endomondo, włączyłem muzykę...3,2,1 GO. Kiedy wybiegałem w domu, drogą jechała śmieciarka, którą chciałem ominąć. Lewa zajęta, lecę więc prawą, a tu nagle kierowca skręcił kierownicę w moją stronę, nie widząc mnie kompletnie, odskoczyłem pod płot na nierówną trawę. W chwili gdy zbiegałem z niej, lewą nogą stanąłem na jakiś większy kamień, stopa nienaturalnie wygięła mi się do zewnątrz...poczułem silny ból w kostce, straciłem równowagę, upadłem na kolana, zdążyłem jeszcze ręce wyciągnąć do przodu, żeby nie poranić sobie twarzy. No i stało się. Po raz drugi w tym roku skręciłem staw skokowy. Z wielką trudnością o własnych siłach dotarłem do domu. Nie dość, że skręciłem sobie lewą nogę, to na dodatek prawe kolano całe zdarte. MASAKRA.


 Byłem i nadal jestem wściekły na samego siebie. Przecież mogłem się zatrzymać, poczekać aż wyjadą. Niestety czasu nie da się cofnąć, mogę tylko wyciągnąć konsekwencje na przyszłość. W domu z wielkim trudem przebrałem się i jedyne co pozostało to jechać na SOR do szpitala. Lekarz potwierdził tylko moje przypuszczenia - poważnie skręcony staw skokowy- drugi raz ten sam. Nie dałem sobie założyć gipsu, wybrałem droższe wyjście - orteza. Leczenie trwa.... Nie wiadomo kiedy wrócę na biegowe ścieżki.
Podobno każda kontuzja buduje w nas wolę walki. W głowie siedzi mi tylko jedna myśl...bieganie. Teraz już wiem, że kiedy powrócę do treningów, na pewno wyciągnę z tego wnioski.

Nie zwycięstwa, lecz porażki kształtują charakter !!!


1 komentarz:

  1. Zawsze powinniśmy dbać o swoje zdrowie i edukować się w tym temacie. Ten artykuł https://carolina.pl/klinika-ortopedii-i-traumatologii/stopa/pieta-haglunda/ zawiera szeroki zakres informacji dotyczących problemów zdrowotnych, w szczególności ortopedycznych. Znajomość takich informacji może być przydatna, ponieważ pozwala na szybkie rozpoznanie sygnałów alarmowych i skorzystanie z profesjonalnej pomocy medycznej.

    OdpowiedzUsuń