sobota, 23 maja 2015

VI Kwidzyński Bieg Papiernika - 23.05.2015r.



Pierwszy raz wystartowałem w Kwidzyński Bieg Papiernika​ i powiem wam, że trasa jest naprawdę świetna. To był mój pierwszy bieg na 10 km w którym trasa minęła mi tak szybko. Niemal w całości trasa jest asfaltowa ( nie licząc murawy stadiony) a podbiegi jakie się na niej znajdują nie są trudne

Co prawda nie wybiegałem dzisiaj życiówki dlatego, że na starcie ustawiłem się trochę za daleko i przez pierwszy kilometr miałem trudności z wyprzedzaniem ludzi którzy wbiegali sobie wzajemnie pod nogi.

Czas jaki udało mi się wybiegać to: 43:06.   Do życiówki zabrakło zaledwie 25 sekund, czyli tyle ile zyskał bym na pierwszym zakorkowanym kilometrze. No trudno, nie zawsze robi się życiówkę, chociaż ta trasa według mnie jest do tego przystosowana ;)

Pogoda podczas VI Kwidzyńskiego Biegu Papiernika była bardzo dobra: zachmurzone niebo i lekki wiatr, no może trochę za ciepło, ale wszystkiego mieć nie można ;)

Co do samej organizacji to muszę przyznać, że była niemal na najwyższym poziomie.
Nie dość tego, że organizator nie pobiega opłaty startowej od biegaczy to w pakiecie startowym każdy otrzymał bardzo fajną biegową czapkę NEWLINE która na pewno mi się przyda, a do tego kalendarz wyprodukowany przez IP ze zdjęciami z zeszłorocznego biegu :)

Bardzo dobrze zabezpieczona trasa, dwa punkty z wodą (nie korzystałem) gąbki, masa kibiców stojących na trasie którzy okrzykami i transparentami zagrzewali biegaczy do walki o każdy kilometr, a na terenie IP wszędzie tłumnie stali pracownicy kibicujący wszystkim uczestnikom biegu :)
 
Na samej mecie organizator zadbał o wszystko: jedzenie, kawa, napoje izotoniczne, woda, piwo itd. a także cała masa atrakcji sprawiły, że "chyba" nie ma osoby której w Kwidzynie by się nie podobało :)

Każdy uczestnik biegu po przebiegnięciu linii mety otrzymał także bardzo ładny medal ( jeden z ładniejszych jakie mam).

Na zakończenie imprezy losowanie nagród wśród wszystkich uczestników podgrzało atmosferę i uszczęśliwiło ponad 200 osób ;)

Kilka fotek z dzisiejszego Papiernika - może ktoś z Was znajdzie siebie ;)






























poniedziałek, 4 maja 2015

03.05.2015r. - XXV Sztumski Bieg Solidarności (10km)

Hej !

Skoro 3 maja jest świętem narodowym to jednym z ciekawszych sposobów na uczczenie tego dnia było wzięcie udziału w zawodach biegowych ;)
W ten właśnie dzień odbywał się w Sztumie 25 jubileuszowy Bieg Solidarności na który pojechałem z żoną, synkiem i kolegę. Start w zawodach od samego początku chciałem potraktować treningowo tym bardziej, że minął dopiero tydzień po maratonie w stolicy i organizm na pewno nie zdążył się zregenerować.
Na miejscu byliśmy około godziny 12 więc do startu biegu głównego pozostały nam 3 godziny. Jako, że za ponad miesiąc organizujemy w Pelplinie bieg na 10 km to zawodu w Sztumie były dobrą okazją aby rozreklamować nasz bieg. Organizator pozwolił mi włożyć do każdego z pakietów startowych naszą ulotkę z informacją o biegu a resztę rozdałem napotkanym na mieście biegaczom.

Od samego rana towarzyszyła nam dobra pogoda, a święcące słońce ładowało wszystkim wokół akumulatory ;)

Organizator pomyślał także o najmłodszych uczestnikach biegu organizując biegi towarzyszące w różnych kategoriach wiekowych, a także bieg rodzinny z którym wziąłem udział biegnąc z synkiem 150 metrów :))


Po biegu każdy maluch dostał pamiątkowy medal i torbę słodkości więc radość Kubusia była ogromna ;)
Przyszedł czas na bieg główny. Do startu stanęło 251 biegaczy.
Przed startem spiker zaprezentował nam 10 najlepszych biegaczy którzy mają największą szansę na wygraną w tym dwóch Kenijczyków ;/ Po prezentacji ustawiliśmy się na pierwszej linii startu która oddalona była od drugiej o jakieś 100 metrów. Dystans pomiędzy tymi strefami przebiegliśmy - był to start honorowy po którym rozpoczął się start ostry. Trasa prowadziła wokół jeziora sztumskiego oraz kilkoma ulicami miasta - dwie pętle.

Pierwszą pętle przebiegłem w dość dobrym tempie wyprzedzając po drodze sporą grupę biegaczy. Trzymam się zawsze swojej zasady: na starcie najlepiej ustawić się z tyłu i wyprzedzać, niż stanąć z przodu stawki i być wyprzedzanym ;)
Przy drugiej pętli nie było już tak dobrze bo na 6 kilometrze ktoś z gapiów puścił luzem średniej wielkości psa który trochę pogonił biegaczy po czym podbiegł do mnie i ugryzł mnie w nogę. Całe szczęście nie przegryzł mi skóry ale do mety odczuwałem gól po ugryzieniu.
Ludzie to nie mają za grosz rozumu - widzą, że trwa bieg a mimo to poszczają psy luzem !!!
Rozzłoszczony tą sytuacją zwiększyłem tempo biegu, wyprzedziłem jeszcze kilka osób dobiegając do kolegi z Pelplina a którym dobiegłem do samej mety ścigając się w koleżeńskiej atmosferze po samej mety. W odległości 100-150 metrów przed metą usłyszałem, że kolega zwiększa tempo, przeszedłem do sprintu i dzięki temu finiszowałem o sekundę szybciej :))

Chciałem bieg w Sztumie tempem treningowym ale oczywiście jak zawsze wyszło inaczej ;)
Udało mi się poprawić życiówkę - NOWY REKORD ŻYCIOWY NA 10 KM - 0:42:41 min/km ze średnią 4:16 na km. Zawody zakończyłem na 55 miejscu. Dodatkowo udało mi się poprawić 12 minutowy test coopera oraz czas na 5 km ;) Może niedługo uda się złamać magiczną granicę 40 minut na tym dystansie :P




Po biegu każdy biegacz dostał ciepły posiłek i gorącą lub zimną kawę od idee kaffee, a także izotonik albo piwo do wyboru ;)
Przed biegiem, w trakcie i po jego zakończeniu na miejscu panowała bardzo miła i rodzinna atmosfera.


Przed zakończeniem imprezy losowanie nagród poprawiło humor nie jednemu uczestnikowi ;)

 Na pewno przyjedziemy tu za rok - Polecam ;)

 Piona mocy dla wszystkich :)



sobota, 2 maja 2015

Orlen Warsaw Marathon 2015 i nowa życiówka ;)

Mija prawie tydzień od zakończenia Orlen Warsaw Marathon a, we mnie dalej buzują emocje z tym  związane - maratończycy wiedzą o czym mówię ;)

Mimo, że obecnie mam urlop jakoś tak mało czasu ostatnio miałem aby zabrać się do napisania recenzji, w której chciałbym opisać wam maraton widziany moimi oczami.

Orlen Warsaw Marathon był moim trzecim maratonem, w którym zrobiłem nową życiówkę.
Najbardziej cieszy mnie fakt, że z każdym kolejnym maratonem poprawiam swój czas.

- 2013r. - Energa XIX Maraton (Gdynia-Gdańsk) - 4:05:15
- 2013r. - Maraton Fundacji DASZ RADĘ w Zapowiedniku - 3:59:10
- 2015r. - Orlen Warsaw Marathon (Warszawa) - 3:43:37 :-)

Wiem, że dla niektórych to tylko cyfry, ale dla mnie to wiele godzin ciężkiej pracy nad samym sobą, litry wylanego potu, łzy, walka z lenistwem, kontuzje...

Ale do rzeczy...

Do stolicy zmuszony byłem pojechać w sobotę, ponieważ tylko w ten dzień wydawane były pakiety startowe dla maratończyków. W podróż do Warszawy wybrałem się pociągiem bo nikt z Pelplina poza mną nie wybierał się na maraton. 
Po prawie 4 godzinach spędzonych w pociągu w końcu dotarłem do celu - dworzec Warszawa Centralna. I co dalej...

Pierwsze co to zapytać kogoś o drogę... Jedna, druga, trzecia osoba - i każdy mówił to samo...nie wiem, nie jestem stąd bla bla bla. Postanowiłem poczekać kilka minut, w trakcie których wypatrywałem spośród przechodzących tłumów ludzi biegaczy. Włączyłem więc nawigację w telefonie - CEL: stadion narodowy - ok 6 km...hmm... pomimo ciężkiej torby postanowiłem pokonać ten dystans na nogach, tym bardziej, że droga była bardzo prosta. Pogoda w ten dzień była wyjątkowo dobra, a temperatura podnosiła się z minuty na minutę sprawiając, że zacząłem odczuwać duchotę.


Po okrążeniu kilkukrotnie dworca i przejściu na piechotę trasy aż do miejsca niedzielnego startu muszę przyznać, że Warszawa śmierdzi. Żule, menele, pijaki i brudasy leżą wszędzie, a smród jaki się od nich wydobywa jest okropny. Dobre jest tylko to, że nie leżą już na dworcu, ale niestety w jego obrębie. Strach było zapuszczać się gdzieś w boczne uliczki, które pełne były dziwnych typów.

Myślałem, że te niespełna 6 km przejdę w dość dobrym tempie, ale torba którą zabrałem ze sobą trochę mi ciążyła. Jak to ja oczywiście zabrałem ze sobą za dużo rzeczy i teraz przyszło mi to dźwigać. Niby kto nosi ten się nie prosi, ale teraz stwierdzam, że kilka rzeczy mogłem spokojnie zostawić w domu. Wiecie jak to jest... był to mój pierwszy wyjazd na tak wielką biegową imprezę, więc nigdy nie wiadomo co się może przydać. Człowiek uczy się na błędach, z których już wyciągnąłem wnioski i następnym razem zabiorę ze sobą wyłącznie rzeczy potrzebne.



Temperatura powietrza rosła z każdą minutą i gdy dotarłem w końcu do Stadionu Narodowego było gorąco.

Szybki rzut oka na kawałek trasy...


...i już po chwili znalazłem się w miasteczku biegacza. Na miejscu trawiłem akurat na odbywający się bieg charytatywny więc całe miasteczko musiałem obejść na około nadrabiając dodatkowo ok kilometra drogi pomimo, że zaczynałem odczuwać powoli ból nóg.
W miarę sprawnie odebrałem pakiet startowy, pokibicowałem chwilę biegaczom...


... po czym udałem się na stadion narodowy bo tam właśnie można było naładować się węglowodanami na PASTA PARTY.




To było dobrze wydane 10 zł - w cenie była solidna porcja makaronu z dwoma sosami do wyboru, woda lub sok, baton energetyczny, banan i kawa ;)
Po dobrym posiłku pogadałem jeszcze z siedzącymi obok biegaczami, od których dowiedziałem się, w którą stronę mam się udać do hali szkolnej, w której miałem zarezerwowany nocleg.
Po wyjściu ze stadionu okazało się, że organizator przygotował nawet specjalne autobusy wożące biegaczy do hali za darmo.  Po drodze dowiedziałem się, że z dworca centralnego na sam stadion mogłem dojechać pociągiem - szkoda, że nikt mi tego nie powiedział w informacji dworcowej... Przez nogi do głowy i nauczka jest aby wcześniej dopytać o takie rzeczy :P
Na hali szkolnej zostaliśmy bardzo mile przywitani i po kilku minutach spanie było już gotowe.
(pieczątka rozpoznawcza z hali)


Najważniejsze to szybko się wykąpać i dać odpocząć nogom po ciężkiej podróży.
Obsługa hali dbała o nas bardzo dobrze, a od organizatora przed wejściem czekały na wszystkich butelki z wodą, pomarańcze i banany, które można było jeść do oporu :P
Po kilku godzinach rozmów z biegaczami przyszedł czas na spanie. Tylko jak tu zasnąć w takim tłumie i przy takich hałasie? Po godzinie 23 zrobiło się trochę ciszej, ale mimo to serce waliło mi jak dzwoń, poziom stresu narastał, a emocje były coraz większe. Nie wiem czy można było to nazwać spaniem bo otwierałem oczy co chwilę aż zaczęło robić się widno i o 5:30 przyszedł czas wstać i zacząć przygotowania do startu. Przy tak wielu biegaczach trzeba wstać naprawdę szybko żeby zdążyć skorzystać z łazienki.
Od samego rana emocje we mnie wariowały i z trudem wcisnąłem w siebie owsiankę no, ale bez śniadania nie ma biegania - jest bardzo ważne przed tak długim biegiem.
Ostatnie selfie przed wyjazdem i można zwijać się na linię startu.

       
Miasteczko biegacza pękało w szwach od tłumu aktywnych ;) Dostanie się do WC było prawdziwym mistrzostwem świata :D
Pierwszy raz pojechałem na tak masowy bieg i powiem wam, że sama organizacja była na najwyższym poziomie. Organizator pomyślał o wszystkim, a woda i izotonik wciskany był biegaczom na każdym kroku. Z trudem dostałem się do mojej stresy czasowej 3:45:00 - 4:00:00.
Biegaczy było tak wielu, że z ledwością stałem ;)
Od samego rana nie było za ciepło, niebo było zasłonięte gęstymi chmurami, wiał lekki wiatr, a przed samym startem zaczął padać lekki deszcz - pogoda w sam raz na maraton :)




Biało czerwone balony puszczone, odliczanie... START.
Chwilę minęło zanim czoło maratonu rozciągnęło się i ruszyliśmy z miejsca ;]
Jak zawsze na każdych biegacz kibice i tym razem dopisali głośno motywując biegaczy do biegu.
Plan na królewski dystans był prosty - dobiec, korzystając od samego początku z punktów odżywczych.
Na pierwszym moim maratonie co prawda dobiegłem do mety, ale dość mocno się odwodniłem i nie chciałem popełniać ponownie tego samego błędu.
Początkowo tempo na km nie porywało wahając się w granicy 5:10-5:20...trochę wolno jak dla mnie. Przygotowany do maratonu byłem dobrze, ale nie warto było na początku szarżować żeby się szybko nie spalić. Na 5 km zauważyłem biegacza z napisem na plecach KWIDZYN, przywitałem się i dołączyłem do dobrego tempa biegu kolegi.


Tempo biegu szybko wzrosło wahając się w granicy 5:00 minut na kilometr, czyli jak na maraton w sam raz aby dobrze rozłożyć siły na cały dystans.
Podczas całego maratonu przygrywały nam 33 zespoły muzyczne, które rozstawione były na całej trasie - muzyka i stojący obok kibice zagrzewały nas do dalszej walki z samym sobą.
Postanowiliśmy z kolegą dotrzeć na czoło naszej strefy czasowej biegnąc przy peacmakerach...zaczęło się więc wyprzedzanie.
Szybko dotarliśmy na czoło strefy stwierdzając, że biegną zdecydowanie za wolno więc lecimy dalej zmieniając strefę na szybszą.
Atmosfera podczas całego biegu była niesamowita. Kibice rozstawieni na całej trasie głośno dopingowali maratończyków machając przeróżnymi transparentami. Pamiętam jeden z nich na 21 kilometrze - DAWAJ, DAWAJ KENIJCZYCY JUŻ JEDZĄ ;) 

Podczas biegu przybiłem setki piątek mocy co dodatkowo zagrzewało mnie do dalszej walki.

Na 30-35 km biegłem już sam, kolega z którym przez 3/4 trasy biegłem miał trochę więcej sił do walki więc poleciał do przodu.
Od 38,39 kilometra zaczęła się prawdziwa walka z własną głową, która podpowiadała mi żebym zwolnił, stanął, przeszedł do marszu - nie słuchałem jej i biegłem dalej!!!
Największą walkę jaką toczymy podczas maratonu to ta z własnymi słabościami. 
Na 39 km złapała mnie kolka wysiłkowa, pomyślałem - no nie powtórka z pierwszego maratonu. Zastosowałem dobry i sprawdzony przeze mnie sposób wciskając sobie rękę pod żebra w miejsce bólu, wydłużyłem i uspokoiłem oddech i lekko zwolniłem tempo biegu. Udało się! Zwiększyłem tempo i dalej już biegłem z poprzednim tempie. 
Zacząłem odczuwać ból w kolanach, które miały już dosyć, ale nie ja !!! Trochę pomogły skipy C z podrzucaniem nóg.

Jest, widzę go - Stadion Narodowy !!! 

Jeszcze tylko lekki podbieg pod wiadukt na 40 kilometrze i ostatnia prawie prosta ;)


 

P.s. Nie jest to 1 kilometr tylko 40 ;)

Pozostały ostatnie 2 km i 195 metrów - teraz już muszę dotrzeć do mety- nie ma, że coś boli.
Jest widzę ją - META. 



 
Patrzyłem na zegar z niedowierzaniem !!! O ponad 15 minut poprawiłem życiówkę !!! 
Na wyświetlaczu czas brutto. Czas netto to - 3:43:37  !!!
To był mój pierwszy maraton, w którym przez cały czas biegłem nawet na chwilę nie przeszedłem do marszu i nie poddałem się słabościom !!!

Po przekroczeniu linii mety przeszedłem do marszu i poczułem, że zamiast nóg mam dwie kłody haha :P
Przejście przez strefę medalową, koc termiczny i można odpoczywać ;)
 
 





















Po krótkim odpoczynku przyszedł czas na odbiór depozytu, który znajdował się jakieś 100 metrów dalej, więc była to ciężka misja, która zakończyła się sukcesem :)

Nogi bolały, ale radość z nowej życiówki poniosła mnie do strefy sanitarnej, gdzie można było się wykąpać i ogarnąć a następnie udać się na posiłek regeneracyjny, który był bardzo dobry (kiełbasa z grilla i kuskus z warzywami).
Po posiłku udałem się jeszcze na linię mety, aby trochę pokibicować wolniejszym biegaczom.
Czas do domu... Wstępnie miałem jechać do domu ze znajomym, niestety nie udało się przez co straciłem dwie godziny czekając na wyjazd.
Całe szczęście nie musiałem iść pieszo na dworzec centralny, ponieważ spod samego stadionu jedzie tam prawie każdy pociąg. Piesze przemieszczanie się było prawdziwym wyzwaniem, ale dotarłem jakoś do kasy dworca centralnego żeby kupić bilet do domu. Kolejna niespodzianka od PKP...albo jechać normalnym intercity które odjeżdża za dwie godziny albo pendolino które startuje za kilka minut. Za namową żony, która chciała mnie mieć szybciej w domu wybrałem pendolino, chociaż cena prawie 150 złotych za przejazd mało nie wbiła mnie w podłogę.
Pendolino jechało tylko do Tczewa, więc czekała mnie kolejna przesiadka w zwykłą kolejkę. Po kilku minutach bylem już na dworcu PKP w Pelplinie, gdzie czekała na mnie żona z synkiem robiąc mi niespodziankę ;)
Kolejna czekała na mnie w domu...


...transparent robiony przez synka :) a na stole od żony pyszna kolacja która szybko postawiła mnie na nogi :)

Pomimo kilku trudności wyjazd na Orlen Warsaw Marathon uważam za bardzo udany ;)))

Życzę Wam wszystkim samych biegowych sukcesów i nowym życiówek ;)

Do zobaczenia na trasie ;)