sobota, 31 stycznia 2015

Trening 29.01.2015r. - Na dobre zakończenie stycznia ;)


Nie ma nic przyjemniejszego, jak zakończyć kolejny biegowy miesiąc "STYCZEŃ" dobrze wykonanym treningiem ;)

Od samego rana dzień wydawał mi się jakiś niemrawy, chodziłem jakiś zmęczony i ospały. Pewnie dlatego, że z żonką do 2:30 oglądaliśmy film ;)
Postanowiłem dzisiaj przechytrzyć zimę i zabrałem ze sobą nakładki z kolcami na buty, żeby nie walczyć kolejny raz o każdy kilometr pokonanej trasy. Poza tym po co mają się grzać w szafie :P

Ostatnio wspominałem o tym, że mam w głowie taką po-kontuzyjną blokadę prędkości, która załącza się z chwilą, gdy moja stopa dotyka śniegu. Skoro miałem już na nogach kolce, moja głowa automatycznie wyłącza blokadę. Ciekawe zjawisko ;)

Po raz kolejny pokonałem dzisiaj swoją ulubioną trasę: Pelplin-Rożental-Rombark-Bielawki-Pelplin.
Podłoże jest tak zróżnicowane, jak pogoda tej zimy.

W planie na dzisiaj miałem zrobienie 21 km,  wyszło tylko albo aż 15 km. A dlaczego? Na ok. 12 km poczułem jakiś ból w lewej stopie, który się nie nasilał, ale był odczuwalny przez resztę trasy.
A jeśli coś boli, to nie ma co biec za wszelką cenę, tym bardziej, że w każdym przebiegniętym metrem ryzyko kontuzji wzrasta. Skoro byłem blisko domu, postanowiłem skrócić trening.
Po treningu oczywiście obowiązkowo rozciąganie, po którym poszukałem źródła bólu.

Ból jaki odczuwam umiejscowiony jest w zgięciu stopu, na jej przedzie. Prawdopodobnie przeciążyłem sobie w ostatnich dniach stopę, albo powodem bólu jest to, że biegam po niestabilnym podłożu. Poza tym dwukrotnie miałem skręcony staw skokowy lewej stopy, więc dolegliwości bólowe mogą czasami wracać. Parę dni wolnego od biegania powinno pomóc, w tym czasie zrobię kilka kąpieli stopy w soli bocheńskiej i wybiorę się w końcu do punktu krwiodawstwa oddać honorowo krew, bo dawno tego nie robiłem ;) Zmniejszenie kilometrażu także powinno pomóc.

Ciekawe czy wytrzymam bez biegania więcej niż 3 dni :P

Do zobaczenia ;)





czwartek, 29 stycznia 2015

Trening 29.01.2015r.


Mapa treningu

Kolejny udany trening.

Dzisiaj nawet wiatr nie był w stanie mi przeszkodzić ...a wieje strasznie :P

Po kolejnym udanym spotkaniu w Urzędzie Miasta pewne jest to, że pierwszy w historii Pelplina (jaką pamiętam) bieg na 10 km odbędzie się 7 czerwca o godz. 10:00 - resztę informacji przekaże wam niebawem ;)

To najlepszy przykład na to, że jeśli obywatel ma jakiś dobry pomysł, który może jeszcze bardziej zareklamować nasze miasto, sprawić że bieganie jako forma rekreacji rozrośnie się, zarazi innych to wystarczy przejść się do Urzędu Miasta, podzielić się swoim pomysłem i przy wsparciu władz miasta i ludzi którzy tam pracują, zrealizować go ;)
Jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia, ale przy pomocy ludzi którym tak samo jak mi zależy, aby ten bieg się odbył, na pewno wszystko będzie podążało w dobrą stronę ;)

Z uwagi na powyższe, dzisiejsza moc w nogach sprawiła, że pomimo tych silnych porywów wiatru, biegło mi się bardzo dobrze, a im mocniej wiało tym szybciej biegłem ;) Do czerwca pozostało jeszcze trochę czasu, ale na dobrą organizację czasu nigdy za dużo ;)

W planie na dzisiaj miałem w miarę szybką dyszkę, przed nocną zmianą w pracy, a jutro czas na regenerację i odespanie nocki.

Pozdrawiam ;]



wtorek, 27 stycznia 2015

Trening 27.01.2015r. - Śnieg, wszędzie śnieg.

Jeden z moich motywatorów wiszący na mojej biegowej ścianie ;)

Kładąc się wczoraj spać ne przypuszczałem, że po przebudzeniu wszędzie będzie biało.
Skoro pogoda się zmieniła to i plan musiał być inny.

Od pierwszych metrów wiedziałem, że będzie to długi i mozolny bieg w czasie którego będę walczył o każdy metr pokonanej trasy. Nogi grzęzły mi w śniegu, co jakiś czas uciekając na boki - musiałem wyjątkowo uważać, żeby nie nabawić się kontuzji. Oczywiście moje nakładki na buty z kolcami zostały w domu, bo tam jest im ciepło haha. Muszę je zabrać następnym razem.

Kolejny raz w mojej głowie włączyła się blokada prędkości...coś zawsze podpowiada mi, żeby nie biec zbyt szybko - jedna kontuzja na rok w zupełności wystarczy.

Na dzisiejsze bieganie wybrałem sobie tą samą trasę co ostatnio, czyli:
Pelplin - Rożental - Rombark - Bielawki - Wola - Pelplin = 18 km łącznie.

Osobiście polecam trasę wytrwałym. Zróżnicowany teren sprawia, że trasa się nie nudzi. Jest sporo asfaltu, drogi polne, kostka brukowa.

Swoją drogą pamiętam już, abym w tak słabym czasie zrobił ostatnio jakiś trening.

Czasami trzeba wiedzieć kiedy zwolnić, biec trochę ostrożniej, z uwagą stawiając każdy krok, żeby nie kusić losu.

W bieganiu przecież nie jest najważniejsze to czy kolejny trening zrobię wolniej czy szybciej, ale to że biegam i mogę cieszyć się każdym pokonanym kilometrem, widokami i tym, że z każdym dniem zmieniam swoje życie na lepsze.

Już za kilka dni pierwsze biegowe zawody w tym roku, oby tylko siła w nogach była i zdrowie nie szwankowało, a na pewno będzie ok.

Jedzie ktoś na bieg Hallera do Pucka?










niedziela, 25 stycznia 2015

Trening 25.01.2015r.


Niedzielne bieganie zaliczone ;)
Ze względu na ból gardła i kaszel, zmuszony byłem odpuścić sobie jeden trening, co jak widać wyszło mi na dobre. Domowa terapia witaminowa + naturalne produkty takie jak czosnek, cytryna czy miód (cebula - ale za nią nie przepadam) na infekcje górnych dróg oddechowych przynoszą niezłe efekty.

Co prawda chciałem dzisiaj zrobić sobie kolejny dzień wolny, ale wiecie jak to jest, nogi chcą biegać, a głowa już dawno wystartowała :P

Podczas biegu nie miałem praktycznie żadnych problemów z oddychaniem, więc pozwoliłem sobie pobiec trochę szybciej. Wyszła mi niezła średnia prędkość - 4:45.
Poza tym od 12 km zrobiłem 8 przebieżek na odcinkach 100 metrów każda w czasie których starałem się osiągnąć maksymalną prędkość biegu.

Reasumując:
Czasami warto odpuścić sobie jeden, czy dwa treningi, żeby przez kolejny tydzień nie leżeć plaskiem w łóżku z zapaleniem płuc itd., gotując się z nerwów i patrząc przez okno jak biegają inni, a ja nie mogę.

W planie na dzisiaj miałem zrobienie 21 km, ale coś mi podpowiadało, że to jeszcze nie czas na szarżowanie, tym bardziej, że wirusy które zaatakowały moje gardło, jeszcze w nim siedzą.
Warto czasami posłuchać mądrzejszego - rozsądku ;)))

Poza tym dodatkowy dzień odpoczynku na pewno nikomu nie zaszkodzi.

Zauważyłem, że na mnie 3 dni wolnego od biegania działają bardzo odświeżająco. Zawsze tak mam, że każdy mój trening po dłuższym wolnym jest szybszy i efektywniejszy, a prędkość wzrasta - magia dłuższej regeneracji :)

A jak u Was? Pobiegane?




środa, 21 stycznia 2015

Trening 21.01.2015r. - Zima ;)


No i znowu mamy zimę ;)

Mam w głowie jakąś taką blokadę - jak widzę śnieg, automatycznie biegnę trochę wolniej. Podejrzewam, że jest to pozostałość po kontuzji. Chociaż z drugiej strony nie ma co się spieszyć, lepiej wykonać trening precyzyjnie.

Dzisiejszy trening oczywiście zrobiłem na naszej obwodnicy, a żeby tradycji corocznej stało się zadość, śnieg kolejny raz zalega na chodniku i nie ma kto go uprzątnąć.

Kusi mnie czasami, żeby samemu wziąć łopatę i odgarnąć ten śnieg, może ktoś by to zauważył i zaczął coś z tym robić.
Przecież ten chodnik, jest chyba najdłuższym w naszym mieście miejscem do długiego spaceru, biegania, jazdy na rowerze, a nie ma kto o niego zadbać...jakaś masakra.
Dobrze, że śnieg był świeży, co przy dodatniej temperaturze sprawiało, że biegło się całkiem dobrze i w miarę stabilnie.

Od wczoraj coś mnie zaczyna kręcić, gardło boli, a do tego towarzyszy mi jakiś dziwny delikatny kaszel. Skoro nie mam gorączki, bieganie jest wskazane ;)

W planie na dzisiaj miałem ponowną szybką dyszkę, ale ze względu na śnieg i gardło, cały trening poświęciłem na poprawę techniki biegu, oraz pracę nad wydłużeniem kroku, co raczej mi się udało.

Wyjątkowo przyjemnie upłynął mi dzisiejszy trening, ledwo co ruszyłem a już byłem w domu. Temperatura jak na tę porę roku była cudna. Lekko wiejący wiatr działał odświeżająco, w czasie gdy pod stopami chrupał topniejący śnieg. Szkoda, że dzisiaj nie uraczyło nas słońce, ale nie ma co narzekać i tak lepsze to, niż opadu deszczu, który działa depresyjnie.

Czasami dobrze jest podnieść sobie ciśnienie, dostarczając do organizmu przed treningiem solidną dawkę adrenaliny, aby po zakończonym treningu poczuć szalejące w nas endorfiny, zwane potocznie witaminą szczęścia ;))

Jutrzejszy dzień poświęcam na regenerację z delikatnym treningiem siłowym w domowym zaciszu.

Pozdrawiam.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Trening 19.01.2015r. - Pelplin-Rajkowy-Rudno-Pelplin


Jako, że wczorajszy trening był nadterminowy, dzisiaj przyszedł czas na kolejny.

W planie miałem start w godzinach porannych, niestety mgła, która ograniczała widoczność sprawiła, że musiał poczekać kilka godzin.

Skoro wczoraj była szybka dyszka, dzisiejszy trening musiał być trochę inny - spokojniejsze dłuższe wybieganie.

Długo nie biegłem tą trasą, więc trzeba było ponownie przetrzeć szlak ;) W planie na dzisiaj był półmaraton, ale jak wiecie nie biegam dzień po dniu, a skoro już tak wypadło, kilometraż musiał być lekko mniejszy.

Przez całą trening towarzyszył mi wiatr, który trochę przeszkadzał, a najgorzej było na odcinku Rajkowy-Rudno, tam są praktycznie same pola, więc wiatr szaleje na całego. 
Ale nie ma co marudzić, udało się zrobić plan,  a wykonanie planu dla biegacza to świętość.
Planu nie da się wykonać na skróty, bo przecież oszukałbym tylko samego siebie, a nie oto przecież chodzi.
Mimo, że w koło biega tam wielu ludzi, zadziwia mnie reakcja niektórych, zwłaszcza tych stojących pod sklepem. Stoją, gapią się, co któryś klepnie jakiś głupi tekst. Załatwiam to zawsze tak samo - nie komentuję, uśmiech pod nosem i biegnę szybciej :P

Jakiś starszy jegomość jadący na rowerze krzyczy do mnie - "biegniesz maraton?"
Hehe no to ja mu to "pewnie, nawet dwa :D".

Czas zabrać się za współorganizację pierwszego w historii Pelplina biegu masowego na 10 km. Pracy będzie sporo, przydadzą się także wolontariusze, którzy zabezpieczą trasę przed pojazdami, które mogłyby wjechać na trasę biegu. Ale o tym wszystkim napiszę więcej za niedługo.

Cały jutrzejszy dzień spędzę w pracy, tak więc do zobaczenia w środę na trasie ;)

Pozdrawiam





niedziela, 18 stycznia 2015

Trening 18.01.2015r. - Szybka dyszka


Z przyczyn niezależnych ode mnie, wczorajsze bieganie musiało poczekać do dzisiaj. Synek pochorował się, więc trzeba było się nim zająć, poza tym poranne opady deszczu, skutecznie pokrzyżowały mi plany treningowe. A skoro trening musiał poczekać do dzisiaj, to naturalną rzeczą jest to, że musiał być inny.

Po przepracowanej nocy, budzik nastawiłem na godz. 14, bo nie lubię spać długo tylko szybko, więc 5 godzin snu w zupełności mi wystarcza.

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, mym oczom ukazało się tak bardzo ostatnio upragnione i wyczekiwane słońce, do tego temperatura +6 stopni - to musiał być dobry dzień na trening.

W szybkim tempie wrzuciłem na siebie biegowe rzeczy, banan, łyżka miodu, szybka kawa i do boju.

Założenie na dzisiaj - zrobić szybkie 10 km.
Od jakiegoś czasu staram się byś bardzo konsekwentny w swoich postanowieniach - jeśli sobie coś zakładam, robię to.

Wstępnie chciałem zrobić sobie kilka szybkich przebieżek, ale jakoś tak wyszło, że od pierwszych metrów biegło mi się wspaniale i nawet zamknięty jak zawsze przejazd kolejowy, nie zniechęcił mnie do zrobienia planu na 100% ;)

Biegłem dzisiaj jak zaczarowany, nogi same niosły mnie do przodu, a w głowie szalała tylko myśl - SZYBCIEJ ;) i udało się.

Jutro kolejny trening, mam nadzieję że pogoda dopisze ;)

Po mojej zeszłorocznej kontuzji nie pozostał praktycznie żaden ślad. Czasami odczuwam tylko coś tam w nodze, ale generalnie jest coraz lepiej. Przygotowania do Orlen Warsaw Marathon trwają.
Czas powoli zwiększać kilometraż i intensywność treningów.

Do jutra ;)

czwartek, 15 stycznia 2015

Trening 15.01.2015r. Pelplin - Klonówka


Z przyczyn niezależnych ode mnie, nie udało mi się dzisiaj rano zrobić treningu, a nie bardzo lubię biegać po południu..... no ale jak się nie ma co się lubi to trzeba wykorzystać to co się ma ;)

Trening wykonany i to się liczy :)

Kolejny dzień niebo było pełne ciemnych chmur, straszyło deszczem, który całe szczęście nie spadł.

Chyba mam szczęście do tego wiatru. Ledwo co wystartowałem, już na 3 km zerwał się silny wiatr, który dotrzymywał mi towarzystwa do samego końca, skutecznie mnie hamując.

Zauważyłem po sobie, że jak nie biegam z rana, to po południu czy wieczorem siła w moich nogach delikatnie spada. Też tak macie?

W planie na dzisiaj był trening po naszej obwodnicy z lekki wyskokiem do Klonówki, bo właśnie tam przygotowywałem się do pierwszego maratonu i jakoś tak sentymentalnie pobiegłem w tamtą stronę ;)) Zupełnie zapomniałem, że specyfiką tej trasy są odkryte pola, a przy tak silnym wietrze bieg tą drogą jest walką z własnymi słabościami.

Cały jutrzejszy dzień spędzę w pracy, więc wieczorem na dobry sen zostanie zrobić 1000 brzuszków ;)
W ciągu ostatnich kilkunastu dni zauważyłem, że w Pelplinie biega coraz więcej ludzi, co bardzo mnie cieszy. Oznacza to, że zainteresowanie bym sportem rośnie ;)
Jak nic nie stanie na przeszkodzie, to w przyszłym tygodniu postaram się odwiedzić Urząd Miasta, żeby dowiedzieć się jak i co należy zrobić, aby założyć Pelpliński Klub Biegacza ;)

Do zobaczenia ;)


wtorek, 13 stycznia 2015

Trening 13.01.2015r. - 3 x Aleja Kociewska ;)


Po 3 dnia odpoczynku, przyszedł czas na trening.
Od samego rana czułem w nogach niesamowitą moc, więc w planie na dzisiaj był co najmniej półmaraton ;)

Jakoś dużo czasu dzisiaj zabrało mi ubranie się i wyjście z domu, a wszystko przez tą okropną pogodę, która nie chce nas opuścić od kilkunastu dni. Masakra!!!

Skoro w planie na dzisiaj miałem co najmniej 21 km, długo zastanawiałem się gdzie tu biec. Niebo było pełne burzowych chmur, więc trzeba biegać blisko domu, żeby w razie co szybko się ewakuować.

Jak wiecie, lubię biegać po naszej Alei Kociewskiej, więc kolejny trening poświęciłem na szlifowanie tej trasy, czyli trzeba było zrobić 3 kółka w koło miasta. Pierwsze poszło łatwo, z drugim trochę się męczyłem, ponieważ boczny wiatr i mżawka nie odpuszczały i kolejny raz chciały mnie zatrzymać. Trzecie koło udało mi się zrobić trochę szybciej, niż drugie i jakoś to wyszło.

Udało mi się dzisiaj poprawić życiówkę w półmaratonie z 1:48:04 na 1:43:18:))) i uzyskałem niezłą średnią 04:55/km ;)

Dzisiaj kolejna nocka w pracy, jutro odpoczynek i regeneracja ;)


sobota, 10 stycznia 2015

Mój pierwszy maraton - 15.08.2013r.

"Prawdziwy facet powinien chociaż raz w życiu przebiec maraton"- Henryk Szost



    Każdy, kto kiedykolwiek przebiegł maraton, do końca życia będzie pamiętał emocje jakie mu towarzyszyły w trakcie pokonywania każdego kilometra.

     Niejednokrotnie jest to walka w własnymi słabościami, walka która tak naprawdę toczy się w głowie biegacza.

  Królewski dystans to prawdziwy egzamin dla ciała i ducha.
Jeśli źle się przygotowałeś do Maratonu, wszystko wyjdzie na trasie.
To sprawdzian naszej wytrzymałości fizycznej i psychicznej.
Radość, śmiech, smutek, złość, łzy, walka ze słabościami, bólem, obtarciami to tylko kropla w morzu tego co czeka każdego maratończyka.

Ale zacznijmy od początku....

  Przez kilka ostatnich miesięcy 2012 roku zastanawiałem się nad tym, czy jestem już gotowy do przebiegnięcia maratonu?
A jest to niemały dystans liczący 42 kilometry i  195 metrów.
W końcu na początku 2013 roku zapisałem się na trójmiejski Maraton Solidarności (Gdynia-Sopot-Gdańsk), który odbył się 15.08.2013r.
Skoro podjąłem wyzwanie, muszę to zrobić, nie mogę się wycofać.

Myślałem sobie, przecież biegam tak? Więc skoro tak jest, dam sobie radę.

Jak wiecie trenuje co drugi dzień, więc i co drugi dzień pokonywałem dystans 15 km, sukcesywnie zwiększając go do 17,20,25 km.

Dni, tygodnie i miesiące mijały, moja waga spadała, forma rosła więc wszystko było na jak najlepszej drodze do sukcesu.

W internecie znalazłem wiele porad na temat tego jak się przygotować do maratonu, co jeść, czego unikać, co pić i w jakich ilościach.
Tydzień przez maratonem zacząłem napełnianie organizmu węglowodanami. Dania na bazie makaronu i ryżu to była moja codzienność.
W przed dzień maratonu zacząłem się także nawadniać, co dało mi się we znaki w noc poprzedzającą start.

W końcu nadszedł ten dzień.

Jako, że start maratonu zaplanowany był na godzinę 10, budzik nastawiłem na godzinę 5, żeby mieć zapas czasu na spokojne przygotowanie, zjedzenie lekkiego śniadanie, zapakowania odzieży startowej oraz rzeczy, które miałem w planie zabrać ze sobą.

Początkowo w planie miałem dotarcie na linię starty do Gdyni pociągiem, niestety w Pelplina nie miałem wtedy bezpośredniego połączenia, a nie chciałem jechać z przesiadkami aby uniknąć błądzenia po dworcu, czy też co gorsza, spóźnienia się na bieg.

Jako, że start maratonu znajdował się w Gdyni, ze Wzgórza Świętego Maksymiliana, zaplanowałem sobie, że do Tczewa pojadę swoim samochodem, zostawiając go na parkingu dworca PKP, po czym przesiadłem się do pociągu. Ku mojemu zdziwieniu pociąg był zapełniony biegaczami jadącymi na ten sam maraton. To podniosło mnie trochę na duchu, a przy okazji mogłem wypytać doświadczonych biegaczy jak biec i na co uważać podczas biegu. Wszystkie rady wziąłem sobie do serca, starając się poukładać to jakoś sobie w głowie.

W biurze zawodów zameldowałem się około 8:30. Odebrałem pakiet startowy, przebrałem się, po czym rozpocząłem rozgrzewkę i nawadnianie.

Z minuty na minutę uczestników biegu przybywało, a atmosfera robiła się coraz gorętsza. Kręciłem się trochę w koło linii startu, czując się trochę nieswojo, ponieważ na maraton przyjechałem sam.
To uczucie szybko minęło, do startu zostało kilka minut, a wokół mnie stali sami uśmiechnięci i życzliwi ludzie.
W międzyczasie zdążyłem poznać kilku fajnych ludzi, w tym Jacka z Gdyni, który na starcie miał na sobie koszulkę z napisem "mój pierwszy maraton", pomyślałem więc, że nie będę sam zmagał się z tym dystansem.

Od samego rana było ciepło ok. 20 stopni, niebo było lekko zachmurzone, wiał lekki wiatr -niemal  idealna pogoda na długi bieg.

Jeszcze tylko szybki skok na toi toi, żel energetyczny i oczekiwanie na odliczanie...

10,9,8.....3,2,1

Strzał startera!!!
Zaczęło się !!!
Przez pierwsze kilometry biegliśmy z Jackiem w tempie ok. 5:30km, luźno przy tym rozmawiając.

Bardzo miło zaskoczyli mnie kibice, którzy na każdym kilometrze kibicowali biegaczom, motywując ich do dalszego biegu ;) Oklaski, brawa, krzyki, gwizdy, trąbki itd. :))

Przybijanie biegowych "piątek" z kibicami - bezcenne i bardzo motywujące ;)

Na 5 kilometrze postanowiłem nie korzystać z punktu odżywczego, ponieważ butelkę z izotonikiem zabrałem ze sobą na pasku.

Kolejne kilometry pokonywałem bez większego trudu, korzystając na 10,15,20 i 25 km z punktów odżywczych, na których starałem się pić kilka łyków wody, zabrać małą butelkę wody i gąbkę, którą obcierałem twarz, lejąc resztę znajdującej się w niej wody na głowę. Nie zapominałem także o żelach energetycznych, których miałem spory zapas.

Ok 28 km zrobiło się słonecznie, wręcz gorąco, powoli zaczynałem odczuwać zmęczenie, tym bardziej, że biegliśmy w kierunku Westerplatte, gdzie było kilka większych podbiegów, a później tylko długa prosta.

Krok za krokiem... Kolejne metry pokonywałem z wielkim trudem, przez cały czas wypatrując końca "prostej" i nawrotki, która nas czekała, a po niej kolejna długa prosta i upragniona meta.
Lejący się z nieba żar dawał się wszystkim we znaki. Mijałem kilku biegaczy, którzy ledwo co stawiali kolejne kroki, a tym którzy nie dali rady lekarza natychmiast udzielali pomocy medycznej.
Szok ... nigdy bym nie przypuszczał, że maraton może być aż tak wyczerpujący.

Na 36 km zaczęła dokuczać mi kolka, która z każdym kilometrem coraz bardziej mnie osłabiała. Używałem różnych metod aby ją pokonać. Kilka razy szedłem, uciskając bolesne miejsce, tak jak robiłem to niejednokrotnie na treningach. Niestety kolka miała swój plan, chciała mnie osłabić i sprawić, że nie zobaczę linii mety.
Pomyślałem sobie: przecież na mecie czeka na mnie żona i mój kochany synek, przecież to dla nich biegnę. Do oczu napłynęły mi łzy. To chyba ze zmęczenia bądź złości, że coś mnie boli i myśli, które krążyły mi w głowie.

Nie poddam się, oni tam na mnie czekają - pomyślałem. Przecież obiecałem sykowi, że razem z tatą wbiegnie na metę!

Zacisnąłem zęby, przycisnąłem miejsce, w którym odczuwałem ból, który chyba pod wpływem adrenaliny trochę odpuścił i pobiegłem do mety tak szybko jak tylko mogłem.

Z pomocą wszystkim biegaczom wyszli organizatorzy, którzy kilka kilometrów przed metą ustawili kurtyny wodne, które skutecznie schładzały każdego, kto tylko miał na to ochotę.
Oczywiście ja miałem i to wielką, tym bardziej, że od kilkunastu kilometrów odczuwałem niesamowitą suchotę w ustach i mimo, że starałem się pić wodę, miałem jej ciągle za mało.

Teraz już wiem, że kolejnym razem muszę zdecydowanie bardziej się nawadniać i korzystać z każdych punktów odżywczych, bez gadania.

Od 40 km z każdym kolejnym przebiegniętym metrem, przybywało kibiców, co mnie bardzo pobudziło do dalszego wysiłku.

Po 40 km zaczęły się powoli pokazywać bramki oddzielające maratończyków od kibiców.
Za każdą bramką z kolejnym metrem stało coraz więcej ludzi. W tłumie było widać tych co z oddali wypatrują kogoś ze swojej rodziny lub znajomych.

Pamiętam jak mym oczom okazała się tak bardzo upragniona tablica z napisałem "42 km" :)
Pomyślałem - dam radę, czas zacząć finiszowanie ;)

Do pokonania miałem jeszcze tylko ostatni zakręt i jest - widzę ją, to ona,  META !!! :)
Zmęczenia dawało mi się mocno we znaki, ale zgromadzone tłumy ludzi, fotoreporterzy i w końcu moja rodzina motywowały mnie do pokonania ostatniej prostej.

W tłumie wiwatujących ludzi na ostatnich metrach starałem się znaleźć moją rodzinę. Całe szczęście moja żona zrobiła to pierwsza, przełożyła naszego syna przez barierkę, ten szybko do mnie podbiegł i dzięki temu na metę wbiegliśmy razem, kończąc maraton z czasem 04:05:15.

Udało się, przebiegłem swój pierwszy maraton. Łzy szczęścia same cisnęły mi się do oczy.

Ktoś z organizatorów zawiesił mi medal na szyi, dał butelkę wody i po chwili byłem już w gronie tych, którym się udało :))

Jak tylko podeszła do mnie żona, mocno ją uścisnąłem, a z oczy pociekły nam łzy szczęścia ;)

Przebiegłem maraton, jestem maratończykiem - pomyślałem ;)

Czułem się cudownie, niesamowicie, zmęczenie odeszło w zapomnienie :)

Ledwo stałem na nogach, marząc tylko o tym, żeby w końcu zdjąć buty, usiąść i odpocząć.

Szybkie przebranie się, posiłek regeneracyjny i do domku odpoczywać ;)

Byłem tak spragniony, że wypiłem ponad 4 litry wody w ciągu godziny, a kolejną po powrocie do domu.

Przez ponad 4 godziny biegu w mojej głowie kłębiły się różne myśli.
Przez ten czas walczyłem z bólem, otarciami, upałem, trasą, własnymi słabościami, zmęczeniem i pragnieniem.

Mimo tego, że maraton jest ogromnym wyzwaniem dla ciała i psychiki biegacza wiem, że zrobię to jeszcze nie jeden raz, bo bieganie to pozytywne uzależnienie, a nie ma nic lepszego, jak dać sobie porządny wycisk na biegu ;)

P.s. 22.09.2013r. przebiegłem swój drugi maraton Fundacji Dasz Radę w Zapowiedniku, kończąc go z czasem 3:59:10, łamiąc tym samym magiczną barierę 4 godzin ciągłego biegu ;)



Kilka fotek z maratonu:












piątek, 9 stycznia 2015

Trening 09.01.2015r. - Dmucha, wieje, pada



Dzisiaj mamy kolejny dzień w którym pogoda nas nie rozpieszcza. Znowu jest wietrznie, ponuro, zimno i deszczowo. Przy takiej pogodzie to najlepszym co można zrobić, jest wypicie gorącej herbaty z miodem i cytryną i położenie się spać, albo oglądanie godzinami tv.
No ale trening sam się nie zrobi, a ja nie lubię zalec na kanapie i bezczynnie godzinami wpatrywać się w tv.

Dzisiaj długo zbierałem siły i motywację do biegu, a wszystko przez zachmurzone niebo i fakt, że nie dorobiłem się jeszcze kurtki przeciwdeszczowej.

W planie na dzisiaj miałem bieg przez Rajkowy do Rudna i z powrotem do domu. Niestety pogoda była tak niepewna, że wolałem nie oddalać się za bardzo od domu, jedynym więc wyjściem zostało biegać w koło Pelplina naszą obwodnicą.
Wiatr hulał na całego. Między budynkami nie była tak bardzo odczuwalny chłód, jak na obwodnicy, gdzie są tylko odsłonięte pola.
Wiatr po raz kolejny w planie miał powstrzymać każdego, komu do głowy przyszło wyjście w domu i zrobienie kilku kilometrów ;)

Dzisiaj najgorszym odcinkiem biegu okazał się ten od skrętu na Klonówkę, aż do ronda przy Górze Jana Pawła II, gdzie wiatr szalał na całego, wiejąc mi prosto w twarz... cudem było utrzymywanie stałego tempa biegu, do tego zaczął padać deszcz, którego krople tak jak wiatr, trafiały mi prosto w twarz.
Po przebiegnięciu jednego okrążenia  (ok 7,70 km), pomimo trudnych warunków pogodowych zrobiłem drugie i tak wyszło na dzisiaj ponad 15 km ;) A dzięki temu, że tak mocno wiało, do domu przybiegłem prawie suchy :)

Nigdy nie zapominajcie po bieganiu się dobrze rozciągnąć ;) Rozciąganie sprawia, że jesteśmy mnie podatni na kontuzje.

Trzymajcie się ciepło w ten zimowo-jesienny dzień ;]

środa, 7 stycznia 2015

Trening 07.01.2015r. - Śnieżnie i wietrznie


Kolejny trening w mało sprzyjających warunkach pogodowych.

Co się dzieje z tą pogodą? Nie pamiętam, abym poprzedniej zimy biegał w tak ekstremalnych warunkach. Fakt, temperatura spadała do niemalże - 30 stopni, ale nie była taka jak dzisiaj. Ostatnimi czasy wiatr rozszalał się na całego.

Dzisiejszy trening zacząłem przy temperaturze - 5 stopni i lekkim wietrze, kilkanaście minut później wiatr znacząco nabrał na sile, a czasami miałem wrażenie, że chyba chce mnie zepchnąć ze ścieżki...do tego opady śniegu, którym dostawałem prosto w twarz.

W sumie nie ważne jaka by była pogoda i tak poszedł bym na trening. Niejednokrotnie biegałem w burzy z piorunami, co prawda było to lato, ale biegacza żadna pogoda nie jest w stanie zniechęcić do wykonania treningu od początku do samego końca.

W planie na dzisiaj miałem o kilka kilometrów więcej, niestety w uwagi na brak czasu, na pocieszenie zrobiłem moją ulubioną dyszkę i lekkim hakiem ;)

Biegłem dzisiaj z latarką na głowie, ponieważ rozpoczynałem bieg po południu i wiedziałem, że zakończenie biegu będzie po zmroku. Przez cały trening nie musiałem włączać latarki, bo śnieg zalegający na chodnikach i oświetlenie na naszej obwodnicy sprawiły, że widoczność była dobra...co innego w mieście. Jakieś dzisiaj ciemności egipskie w Pelplinie nastąpiły :P
 Ludzie patrzeli się na mnie jak na wariata, albo górnika który w pośpiechu biegnie do kopalni
haha :P

Jutro cały dzień spędzę w pracy, więc w wolnych chwilach pozostaje mi czytanie ulubionej gazety, jaką jest Runner's i uzupełnianie wiedzy, którą na papier przelewają ci co się znają ;)

Pozdrawiam :D

wtorek, 6 stycznia 2015

Trening 06.01.2015r. - Mała dyszka po nocy.


“Aby osiągnąć sukces pierwsze co musisz zrobić to zakochać się w ciężkiej pracy.”

Na przebudzenie po nieprzespanej nocy najlepszy jest trening biegowy ;)

Pogoda dzisiejszego dnia dopisała i chociaż lekko wiał wiatr, a temperatura powietrza sięgała około 0 stopni, a na chodnikach zalegał śnieg, który spadł poprzedniej nocy, to dzisiejszy trening był przyjemny. 
Od dzisiaj chyba za każdym razem będę biegał po nocy spędzonej w pracy. Czuję się jakoś bardziej pobudzony, a fakt, że poprzedniej nocy nie spałem jest praktycznie nie odczuwalny. 

Mała, lekka i przyjemna dyszka na poprawę nastroju i samopoczucia jest lepsza niż kawa, której ostatnimi czasy piję chyba zdecydowanie za dużo.

Starałem się dzisiaj przyspieszyć, co uniemożliwiaj mi śnieg zalegający na chodnikach i to, że po raz kolejny służby odpowiedzialne za odśnieżanie zawiodły.

Nie ma to jak święto Trzech Króli uczcić treningiem biegowym ;)
 

 
 

niedziela, 4 stycznia 2015

Trening 04.01.2015r. - Pierwszy w tym roku



Jakoś tak wyszło, że pierwszy trening w nowym roku zrobiłem dopiero dzisiaj, mimo że od 5 jestem na nogach, do tego godzina dojazdu do pracy, 12 godzin w pracy i kolejna godzina powrotu do domu.

1 Stycznia jak 3/4 ludzi leczyłem kaca, po udanej sylwestrowej imprezie z przyjaciółmi.
2 Stycznia  dzień w pracy.
3 Stycznia masakryczna wichura przeplatana deszczem na zmianę z ulewą, dodatkowo moja żonka była w pracy, więc nie miałem z kim zostawić syna.

Dzisiejszy trening może nie był zrobiony na samym początku tego roku, ale za to zrobiłem go z moim dobrym kolegą Mietkiem.

Mała i szybka dyszka przed spaniem i jutrzejszą nocką w pracy ;]

Tempo biegu narzuciłem dość spore, tym bardziej że kolega Mietek przez kilka miesięcy nie biegał.
Ale on zawsze daje radę, tylko czasami jeszcze tego nie wie ha ha :P

Pogoda niestety dzisiaj nam nie dopisała. Przez cały czas wiał silny i porywisty wiatr, który chwilami dawał nam ostro popalić, do tego oblodzone i nie posypane chodniki czające się na nas coraz bardziej z każdym postawionym krokiem. Dzisiejszy trening zrobiliśmy na naszej Alei Kociewskiej, po której bardzo lubię biegać.
Szkoda, że służby zarządzające Aleją w tym chodnikiem nie potrafią posypać go na czas.

Po dzisiejszym wieczornym treningu stwierdzam, że jednak bardziej wolę biegać rano na czczo. Kilka zjedzonych posiłków w pracy zalegały mi w żołądku, sprawiając że czułem się trochę ociężały. Poranny trening to co innego, tylko banan do paszczy i do boju :P

Zobaczymy jak jutro Mietek będzie chodził - pewnie jak kowboj hahahaha :P Postaram się go jeszcze nie raz namówić na bieganie, bo jak wiecie bieganie z kimś bardziej motywuje do działania, a do tego spędzacie ten ważny dla was czas w dobrym towarzystwie ;)


Fotka z przez i po bieganiu ;)

sobota, 3 stycznia 2015

Biegowe Podsumowanie >>2014<< Roku





Przyszedł czas na biegowe podsumowanie minionego 2014 roku.

Rok 2014 nie był dla mnie czasem sielanki, odpoczynku, lecz walką o każdy kilometr, o każdy dzień, w którym mogłem rozwijać swoją pasję.
Rok ten nauczył mnie wytrwałości, cierpliwości, szacunku do tego sportu i przede wszystkim pokory. Zacząłem także lepiej poznawać swoje ciało, które niejednokrotnie buntowało się, dając mi do zrozumienia, że czasami warto zrobić sobie kilka dni przerwy na regenerację, odpuścić trening, zamieniając go na rozciąganie w domowym zaciszu. W minionym roku poznałem całą masę fajnych ludzi, z którymi łączy mnie wspólna pasja BIEGANIE ;)
Dziękuje wszystkim za rady, miłe słowa, czasami słowa krytyki, które są potrzebne każdemu ;)

Niestety rok ten rozpocząłem od kontuzji, która przydarzyła mi się podczas wypadku w pracy 5 stycznia, przez który doznałem pierwszego skręcenia stawu skokowego lewej stopy, co wykluczyło mnie na 2,5 miesiąca z biegania. Pierwsza kontuzja podłamała mnie, ale się nie poddałem.
Niestety 7 października podczas treningu stanąłem na kamień w wyniku czego doznałem ponownie skręcenia stawu skokowego tej samej stopy. 
Druga kontuzja w tym samym roku podłamała mnie bardziej. Byłem tak bardzo zły. Łzy same cisnęły się do oczu. No, ale przecież nie poddam się!!!  Każdy dzień był dla mnie walką o szybki powrót do biegania. Noga nie przestawała mnie boleć, ale pomimo dolegliwości bólowych nie przestawałem jej rehabilitować. 
Miałem jedno postanowienie - miesiąc po kontuzji będę biegał !!! Jak postanowiłem, tak też zrobiłem i 7 listopada wyszedłem na trening.
Kontuzje sprawiają, że każdy z nas, biegaczy, uczy się słuchać swojego ciała, wie jak zapobiegać kolejnym i przede wszystkim docenia to, co dostaje od życia.

Teraz mogę to powiedzieć - dzięki dwóm kontuzjom dowiedziałem się, że zupełnie niepotrzebnie rozciągałem się przed bieganiem, nauczyłem się dobrze rozciągać po treningu, założyłem bloga, zacząłem bardziej interesować się tematyką biegową i nauczyłem się bardziej doceniać każdy dzień ;)
Do swoich treningów dodałem interwały, podbiegi, mocniejsze ćwiczenia siły i wytrzymałości biegowej. 
Po zmaganiach w minionych roku zacząłem zupełnie inaczej traktować bieganie. Kiedyś nie było możliwości, żebym się zatrzymał w czasie treningu, teraz robię to kilka razy, doceniając i fotografując otaczający mnie świat ;) 
Nauczyłem się, że w bieganiu nie chodzi tylko o wyniki, statystyki itd., lecz o to, aby doceniać każdy biegowy dzień, każde wyjście na trening, podczas którego nieustannie uczę się być lepszym w tym co kocham.
W 2014 roku 7 razy startowałem w zawodach biegowych:

2014.05.02
TczewSilgan - Ćwierćmaraton
 10.54km

2014.08.31
MalborkII Bieg z okazji Święta Lot...
 10km
2014.09.21
Owidz k.Starogardu GdańskiegoII Bieg Grodzisko Cross
 5km

2014.09.27
GniewI Bieg Gniewski
 10km

2014.10.04
Starogard Gdański23. Bieg Kociewski z Polpha...
 10km

 

Niestety ze względów na kontuję z początku roku, nie udało mi się wystartować w sierpniowym maratonie Solidarności Gdynia - Gdańsk.

Łączny pokonany dystans z Endomondo -  1170 km
                                           z Garmina      -  288.93 km        
                                                                 =  1458,93 km

Małe fotograficzne porównanie mojej biegowej metamorfozy.

Po prawej 108 kg, po lewej 78 kg.
Z rozmiarówki odzieżowej XL zjechałem do M.
Spodnie: z nr. 38 do 31.

Można?!?!? Pewnie że można, wystarczy tylko chcieć i wyjść z domu !!!
Oczywiście ważną rolę w tej przemianie odegrała i nadal odgrywa moja rodzina.
Żona i synek, którzy byli przy mnie, wspierali mnie i motywowali do dalszych działań.
Dziękuję, że jesteście. Kocham Was .